Na wstępie zastrzeżenie: Moje pierwsze spotkanie z Andym Weirem to film „Marsjanin”, który całkowicie mnie rozczarował. Dużo efektów, typowa hollywoodzka historia o „american hero”, ot taki sobie prosty blockbuster głęboki jak kałuża po jesiennym deszczu. Na tyle film nie przypadł mi do gustu, że do książki nawet nie zaglądałem.

Jutro (22 listopada) na polskim rynku wydawniczym pojawi się druga powieść Andy’ego Weira pt. Artemis. Do lektury podchodziłem z ogromną dawką rezerwy i sceptycyzmu nie licząc na zbyt wiele, ale hej… trzeba mieć otwarty umysł.

Akcja Artemis dzieje się na Księżycu, a dokładnie w księżycowym mieście, którego nazwa stanowi też tytuł powieści. Główną bohaterką, a jednocześnie narratorką całej opowieści, jest Jasmine „Jazz” Basshara, dwudzietokilkuletnia dziewczyna mieszkająca w Artemis. W przeciwieństwie do bogatych turystów i miliarderów, którzy postanowili się wynieść na Księżyc, Jazz jest tylko drobną przemytniczką z dużą ilością długów, chwytającą się każdej pracy, która jej się nawinie. Nic zatem dziwnego, że kiedy nadarza jej się okazja do zarobienia naprawdę dużych pieniędzy, nie waha się ani chwili. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pojawiły się nieprzewidziane okoliczności. Szybko okazuje się, że zlecenie tylko pozornie jest łatwe, i Jazz za późno orientuje się, że wdepnęła w… poważne problemy.

Jeżeli sądzicie, że od tego momentu można liczyć na szybką akcję, pościgi, wybuchy, wielkich zakapiorów i błyskotliwość pokroju Marka Watneya… to dokładnie tego możecie się spodziewać.

Tutaj uwaga: Jeszcze zanim Artemis pojawiła się na rynku wydawniczym, już było wiadomo, że szybko powstanie film o tym samym tytule. Zastanawiam się wręcz czy najpierw nie pojawił się pomysł drugiego filmu, a potem w tym celu Andy Weir napisał książkę. Dlaczego? Przyznam się, że czytając tę książkę miałem wrażenie, że czytam gotowy scenariusz pod typowy hollywoodzki film pokroju Marsjanina czy starego, dobrego Armageddon.

Dużo akcji, szybkie tempo i dużo Księżyca – czego chcieć więcej? Brakuje mi głębi, nie możecie tutaj liczyć na jakieś głębokie przesłanie, na ewolucję bohatera, na coś co pozwoli się Wam zadumać nad miejscem człowieka we Wszechświecie czy bezkresem przestrzeni kosmicznej. Nie, tutaj dostaniecie bardziej mieszankę Marsjanina i Tomb Raider.

To miała w sumie być bardzo krytyczna recenzja, ale…

  • jakby nie patrzeć, wchłonąłem te 400 stron w jeden wieczór,
  • podziwiam tempo akcji,
  • po obejrzeniu… yyy, przeczytaniu tej książki, czułem się jakbym wyszedł z Multikina, pełen popcornu, zadowolony i na dodatek z wypoczętym i nie przeciążonym mózgiem.

Artemis to lektura prosta, łatwa i przyjemna. Jeżeli potrzebujecie dobrego filmu akcji, ale na papierze – będziecie zadowoleni.

No i nie oszukujmy się – jeżeli podobał się Wam Marsjanin, to Artemis też Was nie zawiedzie. 🙂

Krótka recenzja: Odpocznij od ciężkiej lektury, od trudów dnia codziennego, przygotuj popcorn i odpocznij przy filmie akcji na papierze. Witamy na Księżycu.

PS. Jak widzicie na zdjęciu powyżej, po lekturze Artemis… kupiłem jeszcze Marsjanina. Jak będę miał ochotę ponownie odpocząć od poważnych i wymagających rzeczy, to jednak dam mu jeszcze szansę.


Tytuł: Artemis

Autor: Andy Weir

Stron: 410

Wydawnictwo: Akurat

Link: https://muza.com.pl/fantastyka/2849-artemis-9788328707283.html