To chyba pierwsza recenzja takiej książki na Pulsie Kosmosu. Jakiś czas temu trafiła w moje ręce książka przeznaczona według wydawcy dla dzieci w wieku 9-11 lat. Co więcej, nie jest to książka popularno-naukowa jakie zazwyczaj tutaj się pojawiają. Skąd zatem pomysł, aby taką książkę zrecenzować właśnie na naszej stronie? Cóż, główna bohaterka, tytułowa Maisie Day, mimo bardzo młodego wieku (właśnie rozpoczyna się dzień świętowania dziesiątych urodzin) jest całkowicie zafascynowana światem fizyki i astronomii, a jak każdy dziesięciolatek marzy o otrzymaniu w prezencie elementów niezbędnych do zbudowania choćby małego, prywatnego… reaktora jądrowego. Zimna fuzja, entropia, promieniowanie, fotony, licznik Geigera to pojęcia, które pojawiają się w tej książce niemal naturalnie. W przeciwieństwie do wielu książek promujących naukę wśród dzieci nie jest to jednak zwykła opowieść dla dzieci, do której dorzucono trochę trudnych słów, które miałyby udowodnić, że główny bohater interesuję się nauką.

Przyznam szczerze i bez bicia, że do propozycji zrecenzowania książki dla dzieci podchodziłem z rezerwą, bo nie byłem pewny czy jest to dobre miejsce na taką literaturę albo czy w ogóle jestem w stanie ocenić tę książkę samemu już pacholęciem nie będąc (choć niektórzy dorośli mają inne zdanie na ten temat ;p). No i właśnie. Książka się u mnie pojawiła, więc zachęcony rozsądną objętością od razu do niej się zabrałem. I… odłożyłem dopiero po skończeniu ostatniej strony. Całkowicie mnie pochłonęła. Od tego dnia minęło już kilka tygodni, a ja wciąż nie wiem czy mi się bardziej podobała warstwa naukowa, fabuła czy sposób opowiadania.

Przez większą część książki nie miałem pojęcia co tak naprawdę się w niej dzieje. Sposób opowiadania przypomina jeden z tych snów, w których płynnie przechodzi się z jednej rzeczywistości do drugiej, aby po chwili powrócić z powrotem do tej pierwszej. Plastyczność opisu każdej z tych płaszczyzn także dowodzi ogromnej wyobraźni autora i swobodnego władania słowem. Dopiero na samym końcu, niemal w ostatniej scenie wszystko staje się jasne i nagle wszystko zaczyna do siebie pasować. Przyznam, że w życiu nie spodziewałem się takiego zakończenia w książce dla dzieci. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony i do dzisiaj pozostaję pod wrażeniem.

Chciałbym wam zdradzić nieco więcej, ale boję się, że przez przypadek zepsuję wam frajdę odkrywania tego o co właściwie w tej książce chodzi, więc wolę napisać za mało niż za dużo. Śmiało jednak mogę powiedzieć, że jest to taki Harry Potter dla tych dzieci, które z chęcią zamieniłyby czarną magię na prawdziwą i jeszcze bardziej niesamowitą naukę. To wciągająca opowieść, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. O! To powinno wystarczyć.

Recenzja czternastolatki: Nieskończony Wszechświat Maisie Day to naprawdę pokręcona książka. Początkowo trochę wątpiłam czy ta książka mi się spodoba. Od pierwszych stron pojawiają się w niej słowa, których w życiu nie słyszałam: entropia, karcinotron czy generator wodorowy. Na szczęście okazało się, że niektóre z nich są dobrze wyjaśnione, a niektóre choć wyjaśnione nie są, to nie przeszkadzają w podążaniu za wydarzeniami. Od około trzydziestej strony próbowałam zgadnąć o co właściwie chodzi w tej książce, bo można się było w niej zgubić. Do rozwiązania zagadki zaczęłam się jednak zbliżać dopiero jakieś trzydzieści stron przed końcem. Choć zakończenie mnie trochę rozczarowało (wolałabym gdyby książka skończyła się po rozdziale 14 – wtedy to by było naprawdę mocne zakończenie) to jednak całość czytałam z przyjemnością, bo im więcej przeczytałam tym bardziej chciałam się dowiedzieć o co tutaj chodzi.

Książkę polecam wszystkim od 9 lat w górę. Skoro podobała się mnie (14 lat) oraz dorosłym, to z pewnością nie jest to książka tylko dla dzieci w wieku 9-11 lat.

ANK


Tytuł: Nieskończony Wszechświat Maisie Day

Autor: Christopher Edge

Stron: 151

Wydawnictwo: Zielona Sowa

Link: http://www.zielonasowa.pl/nieskonczony-wszechswiat-maisie-day.html