Łaziki różnego typu jeżdżą po powierzchni Marsa od 1997 roku, kiedy to wylądował tam lądownik Pathfinder z niepozornym łazikiem Sojourner. Potem poleciał jeszcze Spirit, Opportunity, Curiosity i w końcu w 2021 roku Perseverance. Kilka miesięcy później dołączył do nich nawet pierwszy nieamerykański łazik – chiński Zhurong, ale to jest opowieść na inną okazję.

Na przestrzeni lat przywykliśmy nieco do zdjęć z powierzchni Marsa. Bezustannie łaziki przesyłają zdjęcia, a to wzgórz, a to kamieni, a to głazów, własnych śladów czy też krawędzi kraterów. Nie zrozumcie mnie źle, te zdjęcia są absolutnie fenomenalne. Kiedy podczas ich oglądania uświadomimy sobie, że są to zdjęcia wykonane naszymi ziemskimi aparatami na powierzchni innej planety, na której nigdy, od momentu jej powstania nie pojawiła się (najprawdopodobniej) żadna żywa istota, szczęka powinna opaść każdemu. Wyobraźcie to sobie: jesteście jednym z marsjańskich głazów. Siedzicie w tym samym miejscu przez 4,5 miliarda lat. Gdzieś tam kiedyś obok słychać było jeszcze szum wody. Znikł on jednak 3 miliardy lat temu i od tego czasu cisza, nic się nie dzieje. Dzień, noc, dzień, noc, szum wiatru. Wtem, po 4,5 miliarda lat oczekiwania nagle coś słychać. BRRRRRR. Dźwięk się nasila, wibracje odczuwa każdy kamień w pobliżu. Wtem zza wzgórza wyjeżdża dziwny metalowy przedmiot. Zatrzymuje się, rozgląda się obracając urządzeniem zainstalowanym na szczycie jakiegoś masztu. KLIK. Coś strzeliło. Obiekt ten wykonał zdjęcie. Stoi. Nic nie robi. Tzn. wydaje wam się, że nic nie robi, ale cóż… jesteście tylko kamieniem. Nie wiecie, że w tym czasie ów metalowy robot kontaktuje się bezprzewodowo z tym dziwnym światełkiem przelatującym po nieboskłonie. Nie wiecie też, że w ramach tej komunikacji wasze zdjęcie wysyłane jest właśnie w kosmos, a następnie na odległą planetę, gdzie jakieś dziwne organiczne istoty będą się tym zdjęciem zachwycać na Twitterze. Cóż, jako marsjański kamień właśnie doznaliście bliskiego spotkania z obcą cywilizacją.

To dzieje się codziennie. Curiosity, Perseverance i Zhurong codziennie właśnie w taki sposób wpływają na kamienie marsjańskie. Być może w ten sposób warto przedstawiać doniosłość tego co robią roboty wysłane z Ziemi na Marsa. Swoją drogą to ciekawe, że nie wierzymy w to, że na Ziemię mogą przylecieć aparaty wysłane przez obce cywilizacje, podczas gdy sami jesteśmy taką samą obcą cywilizacją na Księżycu i na Marsie.

Ale co sfotografował Perseverance?!

Otóż 13 czerwca 2022 roku podczas rutynowej wędrówki po dnie krateru Jezero na Marsie, łazik Perseverance sfotografował typową marsjańską wychodnię, tj. specyficzną warstwę skalną, która wychodzi spod piasku, regolitu na powierzchnię.

Dokładniejsza analiza zdjęcia sprawiła jednak, że naukowcy zaczęli się drapać po głowie. W wychodni – jak gdyby nigdy nic – siedział sobie kawałek folii plastikowej, która najprawdopodobniej jest fragmentem osłony termicznej modułu, który dostarczył łazik Perseverance na powierzchnię Marsa.

Co w tym takiego nietypowego? Niby nic, ale jednak moduł opadania, rozbił się dwa kilometry dalej. Kiedy zatem odpadł ten konkretny element i jakim cudem znalazł się tak daleko od reszty modułu? Na to pytanie na razie nie ma żadnej odpowiedzi.

Fragment folii z osłony termicznej sfotografowany przez łazik Perseverance. Źródło: NASA

Jakby nie patrzeć jest to zaskakujące odkrycie. Od momentu lądowania Percy przejechał już wiele kilometrów po powierzchni Marsa. Fakt, że udało mu się niejako przypadkiem znaleźć fragment sondy, która dostarczyła go na powierzchnię Marsa jest ogromnym zaskoczeniem i można tutaj mówić jednak o ogromnym szczęściu.

Naukowcy pozachwycali się przez chwilę tym zbiegiem okoliczności, a następnie Perseverance ze swoim dzielnym giermkiem Ingenuity wrócili do poszukiwania śladów życia u ujścia rzeki, która w tym miejscu, w którym akurat znajduje się łazik kilka miliardów lat temu wpadała do jeziora wypełniającego cały krater Jezero. Czekamy zatem na naprawdę fascynujące odkrycie.

Czytaj także:

https://www.pulskosmosu.pl/2021/02/25/koniec-kosmicznego-dzwigu/