Łazik Perseverance w końcu to zrobił. Po ponad półtora roku zwiedzania krateru Jezero i zbierania próbek materii z jego powierzchni łazik przeszedł do tworzenia pierwszego magazynu z próbkami. Jeżeli dobrze pójdzie za kilka lat dokładnie w tym miejscu pojawi się lądownik, z którego wyskoczą drony, które zbiorą pojedynczo kolejne próbki i dostarczą ją do zasobnika rakiety, która wyśle je na Ziemię.

Na opublikowanym właśnie zdjęciu znajduje się pierwsza z dziesięciu próbek, które zostaną złożone na powierzchni Marsa w punkcie Three Forks. Każda z próbek znajdzie się w odległości min. 5 metrów od pozostałych, tak aby drony mogły bezpiecznie lądować i zabierać je na pokład rakiety lecącej na Ziemię.

Oczywiście ani dronów, ani lądownika, który po owe próbki ma polecieć jeszcze nie ma i znajdują się dopiero na etapie koncepcji. Całe szczęście, że próbki tego nie wiedzą, bo smutek gwarantowany.

I teraz zobaczcie, widoczna na zdjęciu fiolka 3 lata temu była na Ziemi, przez pół roku leciała na Marsa, przez ostatnie półtora roku towarzyszyła łazikowi Perseverance i dronowi Ingenuity w podróży po Marsie i właśnie teraz, 21 grudnia została upuszczona na powierzchni Marsa. Leży sobie taka fiolka na piachu i… nie wiadomo ile będzie tam leżała. Całkiem możliwe, że na następny etap swojej podróży będzie musiała poczekać nawet osiem-dziesięć lat, a i to jeżeli nie będzie żadnych opóźnień. Ciekawe zatem jak będzie wtedy wyglądała. Ile pyłu się na niej znajdzie? Tego nie wie nikt.

Na pokładzie łazika pozostaje jeszcze druga próbka pobrana w tym samym miejscu co widoczna na zdjęciu powyżej. Generalnie w każdej lokalizacji łazik pobierał po dwie próbki. Jedna zostanie odłożona w Three Forks, druga pozostanie na pokładzie łazika. Można zatem powiedzieć, że aktualnie łazik tworzy magazyn zapasowy, tak na wszelki wypadek.

Przywieźć próbki z Marsa na Ziemię

Warto także zobaczyć jak według NASA będzie wyglądała misja, która przyleci po próbki i przywiezie je na Ziemię.

Jak widać powyżej, jest to misja naprawdę skomplikowana. Najbardziej skomplikowanie wygląda tutaj start niewielkiej rakiety wyrzuconej z zasobnika lądownika. Oczami wyobraźni widzę sytuację, w której rakieta wyskakuje z lądownika, nie odpala silnika i spada smutne 40 centymetrów od niego kończąc cały misterny plan.

Owszem start rakiety wygląda jak wiele startów rakiet balistycznych na Ziemi. Pamiętajmy jednak, że ta rakieta, startując w ten sposób musi trafić na orbitę wokół Marsa. A następnie pozostawiony tam przez nią zasobnik z próbkami wielkości kilkudziesięciu centymetrów będzie sobie krążył wokół Marsa, aż znajdzie go europejski orbiter. W sensie ja wiem, że Mars jest mniejszy od Ziemi, ale mimo to wciąż mówimy o niewielkim zasobniku rozmiarów niewielkiej piłki, którego trzeba będzie znaleźć na orbicie wokół planety. Głowa mi wybucha jak o tym myślę.

Mimo to, dopóki nic się nie zepsuło trzeba trzymać kciuki, aby jednak się to udało. Nie ma co ukrywać, Chiny także pracują aktualnie nad misją, której zadaniem będzie przywiezienie próbek z Marsa. W chińskim modelu pomysł jest jednak bardziej konwencjonalny. Jedna sonda ma polecieć na Marsa, wylądować, pobrać próbki z otoczenia i wystartować w drogę na Ziemię. NASA musi się zatem pilnować, aby nie przekombinować, bo jeżeli ta misja się nie uda, to Stany Zjednoczone stracą szansę na to, aby dokonać tego jako pierwszy kraj na świecie.