Bardzo często jest tak, że o znanych wartościowych ludziach dowiadujemy się dopiero w momencie ich śmierci. Informacja o śmierci osoby ubóstwianej w jednych kręgach, swoistej gwiazdy rozlewa się po mediach i dociera do osób, które nigdy wcześniej o niej nie słyszały. Paradoksalnie w astronomii bywa podobnie. Często bowiem zdarza się tak, że astronomowie najpierw rejestrują eksplozję supernowej, która jest swoistą śmiercią gwiazdy, a dopiero potem sprawdzają w danych archiwalnych, która to gwiazda mogła eksplodować. Nie zawsze jednak tak jest. Czasami bowiem udaje się dostrzec na niebie gwiazdę, która jeszcze istnieje, która jest już na ostatniej prostej przed eksplozją. W kierunku takiej właśnie gwiazdy swoje 6,5-metrowe zwierciadło zwrócił ostatnio Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.

Mowa tutaj o gwieździe WR 124, która należy do tzw. gwiazd Wolfa-Rayeta. Nie każda masywna gwiazda przechodzi przez to niezwykle krótkie stadium życia przed eksplozją. Spójrzcie tylko na zdjęcie poniżej. Gwiazda centralna otoczona jest fenomenalną otoczką świecące w podczerwieni gazu i pyłu. Dzięki fenomenalnej optyce JWST możemy dostrzec nie tylko samą poświatę, ale także skomplikowaną strukturę obłoku złożonego z kolejnych wyrzutów materii z powierzchni gwiazdy.

NASA/ESA/CSA James Webb Space Telescope

Na taki obiekt można tak naprawdę patrzeć z dwóch kosmicznych perspektyw. Z jednej strony jest to ostatnie stadium życia masywnej gwiazdy, która za chwilę zakończy swoje stosunkowo krótkie życie przyćmiewając choć na chwilę blask wszystkich gwiazd w swojej galaktyce. Z drugiej jednak strony właśnie wyrzucany z jej powierzchnie teraz gaz i pył pełne są ciężkich pierwiastków, które powstały we wnętrzu gwiazdy, a które będą stanowiły surowiec do powstawania nowych gwiazd kolejnej generacji. Można zatem stwierdzić, że jest to swego rodzaju obraz przedstawiający prawdziwą ewolucję materii we wszechświecie.

Powyższe zdjęcie jest tak naprawdę jednym z pierwszych wykonanych za pomocą Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba.

Czym jest WR 124?

Ta konkretna gwiazda uchwycona na zdjęciu znajduje się około 15 000 lat świetlnych od nas w kierunku gwiazdozbioru Strzelca. Jej masę szacuje się na 30 mas Słońca, z czego 10 mas słońca materii zostało już wyrzuconych w przestrzeń międzygwiezdną. Taki gaz wyrzucony z gwiazdy stopniowo się od niej oddalając, powoli się ochładza, dzięki czemu zaczyna tworzyć się pył, który jest bardzo wyraźnie widoczny dla Jamesa Webba.

Czytaj także: Hen 2-427: ognista kula

Jak dotąd astronomowie odkryli zaledwie kilkaset gwiazd Wolfa-Rayeta w naszej galaktyce i około tysiąca w pozostałych galaktykach Grupy Lokalnej. Po części wynika to z tego, że stadium WR jest niezwykle krótkie. Gwiazda znajduje się na tym etapie przez około 500 000 lat, po czym eksploduje. Trzeba mieć dużo szczęścia, aby istnieć na Ziemi jako obserwator właśnie wtedy, gdy obserwowana gwiazda przechodzi przez ten „chwilowy” etap swojej ewolucji.

Astronomowie od lat zafascynowani są procesami formowania pyłu we wszechświecie. Jakby nie patrzeć jest on jednym z najważniejszych składników wszechświata: to z niego powstają gwiazdy, to z niego powstają planety, to z niego powstają podstawowe składniki życia. Co ważne, jak na razie wydaje się, że pyłu we wszechświecie jest za dużo, a przynajmniej znane procesy powstawania pyłu nie miały wystarczająco dużo czasu, aby wyprodukować go tyle, ile obserwujemy we wszechświecie. Nic zatem dziwnego, że specjaliści zajmujący się wyjaśnianiem tej zagadki bardzo liczą na Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, który jest wprost idealnie skrojony pod obserwowanie pyłu w podczerwieni, gdzie widoczny jest on najwyraźniej.