Czy już przećwiczyliście szybkie wymawianie nazwy „kometa Bernardinelli-Bernstein”? Tak? To jesteście już ustawieni na najbliższą dekadę opowiadania o astronomii w gronie rodziny i znajomych.

Dwadzieścia lat temu dr Ross Geller sprawiał wrażenie poważnego naukowca, gdy z dachu budynku na Manhattanie opowiadał swoim znajomym o komecie Bapstein-Kinga. No dobra, ale to był serial „Friends”, a kometa taka nigdy nie istniała. My mamy dużo lepiej.

Kometa Bernardinelli-Bernstein leci już w naszą stronę

Oczywiście to jest nagłówek, więc implikuje więcej niż jest prawdą. Owszem, kometa faktycznie leci w naszą stronę, tj. w stronę wewnętrznej części Układu Słonecznego. Tylko tyle i aż tyle. Nie ma bowiem żadnego ryzyka, że będzie ona stanowiła jakiekolwiek zagrożenie dla Ziemi.

Mowa oczywiście o komecie, która została odkryta kilka miesięcy temu i natychmiast stała się sensacją. Dlaczego? Ze względu na swoje zaskakująco duże rozmiary.

Kometa Bernardinelli-Bernstein skatalogowana pod numerem C/2014 UN271 najprawdopodobniej jest największą z wszystkich odkrytych dotąd komet. Początkowo naukowcy przypuszczali, że jej średnica to nawet 200 km. Teraz najnowsze obserwacje pozwoliły ustalić, że średnica jądra komety to „zaledwie” 150 km.

Zaledwie jest pozornym określeniem. Jeżeli jesteście co najmniej w moim wieku (a mi już stuknęło 40 lat), to zapewne pamiętacie doskonale fenomenalną kometę Hale-Boppa z 1997 roku, prawda? Otóż kometa Bernardinelli-Bernstein jest aż dziesięć razy od niej masywniejsza. A to już spora różnica.

Jeden z astronomów udzielających się na Twitterze, Will Gater opublikował bardzo fajną grafikę, która przedstawia rozmiary jądra komety w porównaniu do innych, zbliżonych rozmiarami obiektów Układu Słonecznego.

Jak widać na grafice, kometa jest znacznie większa od księżyców Marsa, Fobosa i Deimosa. De facto gdyby jeden księżyc postawić na drugim, to wciąż byłyby one mniejsze od jądra komety.

Zdecydowanie jest zatem na co czekać. W ciągu najbliższych dziesięciu lat kometa będzie zbliżała się do nas, aby minąć peryhelium swojej orbity w 2031 roku. Całkiem możliwe, że do tego czasu będzie co jakiś czas przebijała się do mediów, bowiem wszystko wskazuje na to, że lubi ona zwracać na siebie uwagę. Już teraz pojawiają się na niej rozbłyski i odgazowania, więc co będzie gdy faktycznie zbliży się do Słońca? Tego nikt nie wie.