Już dawno wszyscy zapomnieli, że dron Ingenuity poleciał na Marsa tak naprawdę tylko po to, aby sprawdzić, czy w ogóle istnieje możliwość sterowania dronem w tak nietypowych warunkach (niska grawitacja, rzadka atmosfera). To już dawno nieaktualne.

Dron Ingenuity zgodnie z planem oderwał się od powierzchni Marsa, wzniósł na kilka metrów i stabilnie wylądował na Marsie. W centrum kontroli misji zapanowała euforia. Udało się. Każdy kolejny lot miał być już tylko przedłużaniem tego sukcesu. Misja już była sukcesem, pozostało jedynie ustalenie jak dużym. A może uda się polecieć wyżej, a może uda się obrócić w czasie lotu, a może uda się polecieć i wylądować gdzie indziej. Rozszerzona, najbardziej optymistyczna wersja misji zakładała nawet pięć coraz trudniejszych lotów.

Jak już wiemy, Ingenuity poradził sobie doskonale i po pięciu lotach nie miał absolutnie zamiaru kończyć misji. Z braku innego pomysłu naukowcy postanowili sprawdzić, czy dron można wykorzystać do rekonesansu terenu przed wysłaniem w niego łazika Perseverance stojącego nieopodal. I tak od roku to nietypowe marsjańskie duo podróżuje sobie po dnie krateru Jezero na Marsie.


Puls Kosmosu możesz śledzić także na Telegramie


Podczas ostatniego lotu dron leciał sobie nad śladami pozostawionymi przez łazik Perseverance, oczywiście przy okazji je fotografując. Zdjęcia te właśnie dotarły na Ziemię. Przyznacie, że to niesamowite, że na tym niesamowicie małym wycinku powierzchni Marsa aż kipi od mechanicznego życia. Po powierzchni sunie kilkusetkilogramowy łazik, nad nim leci minihelikopter. A przecież w rzeczywistości wokół nich są tylko miliony kwadratowe powierzchni Marsa, na których nikt, nigdy przez 4,5 miliarda lat nie był. Żadnego życia, nic. Można powiedzieć, że nawet te skały marsjańskie w pobliżu nigdy nie słyszały nic poza delikatnym pomrukiem wiatru czy głuchym uderzeniem o powierzchnię jakiegoś meteoru. Ok, może trzy miliardy lat temu faktycznie była tam woda. Ale co do zasady, urządzenia, mechaniczne istoty poruszające się niechaotycznie, ale z konkretnie sprecyzowanymi zamiarami? Tego Mars nigdy nie widział i to my zmieniliśmy to jako pierwsi. Chyba.

Jak na razie możemy cieszyć się zdjęciami przesłanymi na Ziemię przez naszych mechanicznych pomocników. Być może jednak kiedyś człowiek sam tam stanie. Gwynne Shotwell ze SpaceX mówi, że będzie to w ciągu najbliższych ośmiu lat, naukowcy przekonują, że raczej w ciągu dwudziestu. Niezależnie od tego kto ma rację, jest na co czekać. Póki co, lecimy z Ingenuity.


Obserwuj nas w Wiadomościach Google