To się nazywa niespodzianka. Człowiek tutaj pisze artykuł o tym, że misja Chandrayaan-3 się zakończyła, bowiem łazik Pragyan został wprowadzony w stan hibernacji, a tu nagle przychodzi jeszcze jedna wiadomość z konta Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych (ISRO).

Jak się okazuje, po ustawieniu łazika w pozycji wyczekiwania na pierwsze promienie Słońca, które pojawią się po nocy księżycowej 22 września, inżynierowie z zespołu misji Chandrayaan-3 mieli jeszcze coś w zapasie.

Dzisiaj, w poniedziałek rano okazało się, że lądownik Vikram, który dostarczył łazik na powierzchnię Księżyca, dostał od zespołu kontroli misji jeszcze jedno zadanie.

Jak poinformowano na koncie ISRO, łazik wykroczył poza swoją podstawową misję i przeprowadził jeszcze jeden fascynujący eksperyment. Po otrzymaniu polecenia z Ziemi lądownik odpalił swoje silniki, wzniósł się 40 centymetrów nad powierzchnię i wylądował jakieś 30-40 centymetrów dalej. Jak przekonują badacze, był to test uruchomienia silników na Księżycu, z którego dane przydadzą się do planowanych przyszłych misji, w których najpierw próbki regolitu, a później ludzie będą startowali z Księżyca w drogę powrotną do domu.

Podskok został wykonany prawidłowo i wszystko zadziałało zgodnie z planem. Nie ma to jak dni przed końcem misji wykorzystać jeszcze na coś nieplanowego. Aha! Warto zauważyć, że przed podskokiem lądownik musiał schować swoje instrumenty ChaSTE oraz ILSA, które służyły do pomiaru m.in. temperatury gruntu księżycowego. Po lądowaniu ponownie udało się je opuścić na powierzchnię gruntu.

Co jak co, ale trzeba tutaj oddać Indiom, że pod jednym względem przewyższają zaawansowany już chiński program kosmiczny. Chodzi mi oczywiście o sposób komunikacji kolejnych etapów misji. Tego Chińczycy mogliby się w końcu nauczyć. Społeczność międzynarodowa od momentu lądowania Vikrama/Pragyana niemal na żywo może śledzić postępy misji. W przypadku Chin wciąż musimy polegać na pojedynczych blogerach, którzy gdzieś pojedyncze informacje wyłuskują z jakichś chińskich mediów społecznościowych, co jest okrutnie frustrujące. Kto wie, może na jakimś etapie pojawi się rywalizacja chińsko-indyjska i coś się zmieni w tym temacie.