Chiński przemysł kosmiczny rozwija się od dekady w zdumiewającym tempie. Wysokie tempo rozwoju po części spowodowane jest tym, że Chiny kopiują co ciekawsze projekty kosmiczne od dotychczasowych potęg kosmicznych. Dzięki temu krajowi, który bardzo długo nie interesował się kosmosem w ciągu kilku ostatnich lat udało się wysłać łazika na Księżyc, wysłać drugiego łazika na niewidoczną z Ziemi stronę Księżyca, wysłać orbiter, lądownik i łazik na powierzchnię Marsa, a nawet stworzyć własną stację kosmiczną. Innym potęgom takie same projekty zajmowały długie dekady.

Plany Chin na najbliższe lata są równie ambitne. Misja do planetoidy w celu pobrania próbek regolitu, rozbudowa stacji kosmicznej, misja po próbki regolitu z powierzchni Marsa oraz budowa bazy załogowej na powierzchni Księżyca. Można powiedzieć, że pod względem ambicji kosmicznych Chiny są już w czołówce.

Od jakiegoś czasu wiadomo także, że przy współpracy z sektorem prywatnym Chiny planują także stworzyć własną, składającą się z kilku tysięcy satelitów megakonstelację. Inspiracją z pewnością jest megakonstelacja Starlink tworzona obecnie przez Elona Muska.

I tu pojawia się pewien problem

Jak informuje dzisiaj chiński dziennik South China Morning Post, chińscy eksperci i badacze uważają, że Kraj Środka zdecydowanie powinien się zająć budową narzędzi, które

w razie potrzeby będą w stanie wyłączyć, uszkodzić lub zniszczyć satelity Starlink. Nie jednego, ale całą konstelację. Oczywiście urządzenia takie mają być użyte „gdyby groziły bezpieczeństwu narodowemu Chin”.

Z tego też powodu w artykule opublikowanym w kwietniu w chińskim periodyku naukowym Modern Defence Technology badacze chcą zbudować system niszczenia megakonstelacji satelitów. Według założeń miałby mieć on niespotykane dotąd możliwości śledzenia i monitorowania wszystkich satelitów Starlink przelatujących nad terytorium Chin.

Nie wiadomo jak na razie jak odnosi się do takiego pomysłu rząd Chin. Nie zmienia to jednak faktu, że informacja jest niepokojąca z kilku względów. Po pierwsze nie możemy być pewni co Chiny za jakiś czas mogą uznać za zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Obecny konflikt na Ukrainie wskazuje wyraźnie – na przykładzie Rosji – że w obliczu jakiegokolwiek konfliktu militarnego, praktycznie wszystko można uznać za zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Niedawna wypowiedź prezydenta USA Joe Bidena, który powiedział, że w razie zagrożenia ze strony Chin, USA może wesprzeć militarnie Tajwan, wskazuje wyraźnie jak chwiejny jest obecny pokój między oboma państwami.

Zupełnie innym problemem jest wykorzystanie broni antysatelitarnej do niszczenia satelitów znajdujących się na orbicie. Chiny (ale także Stany Zjednoczone, Indie i ostatnio Rosja) już dowiodły po jednym razie, że są w stanie wystrzelić z Ziemi rakietę, która zniszczy satelitę na orbicie. W każdym z takich testów z jednego satelity tworzono tysiące odłamków, które zagrażają całej orbicie okołoziemskiej. Jakby nie patrzeć nad szczątkami zniszczonych satelitów nikt nie ma już żadnej kontroli, a więc niekontrolowane latają one z ogromnymi prędkościami po orbicie okołoziemskiej i zagrażają wszystkim aktywnym satelitom, startującym rakietom czy stacjom kosmicznym i znajdującym się na ich pokładzie astronautom.

Gdyby zatem ktoś w Chinach wpadł na pomysł niszczenia serii satelitów Starlink, momentalnie mielibyśmy do czynienia z syndromem Kesslera, który w efekcie uniemożliwiłby nie tylko korzystanie z obecnie istniejących satelitów na orbicie (a przecież jest ich mnóstwo i korzystamy z nich na co dzień), ale także na długie dziesięciolecia zamknęłyby nam możliwość wysłania czegokolwiek i kogokolwiek w kosmos. Odpowiednio dużo śmieci kosmicznych na orbicie sprawiłoby, że wysłanie rakiety z nadzieją, że akurat w nią nic nie wleci stałoby się praktycznie niewykonalne.

Miejmy zatem nadzieję, że to tylko umysł jakiegoś chorego chińskiego naukowca, a nie oficjalna linia ministerstwa obrony ChRL.


Obserwuj nas w Wiadomościach Google