W 2006 roku wystrzelona została z Ziemi sonda New Horizons. Jej celem było jak najszybsze dotarcie do Plutona, ostatniej (wtedy) planety Układu Słonecznego. Cel był ambitny, wszak miał on zakończył trwający od dekad przegląd planet naszego układu planetarnego. Na szczęście sondę udało się wysłać w przestrzeń kosmiczną, zanim Pluton stracił status planety i stał się planetą karłowatą. Sonda już do niej leciała, i nic ani nikt nie mógł jej zatrzymać. Mimo potężnej odległości od Słońca — około 5 miliardów kilometrów — sonda dotarła tam stosunkowo szybko, bo już 14 lipca 2015 roku. Nasza wiedza o Plutonie zmieniła się nie do poznania. Dowiedzieliśmy się, że ostatnia planeta wcale nie jest nudna, jest przeciwieństwem nudy, co widać na tysiącach zdjęć przesłanych przez sondę na Ziemię. To jednak nie był koniec misji.

Jednym z minusów wysłania sondy tak, aby jak najszybciej dotarła do Plutona, był fakt, że podczas przelotu w pobliżu Plutona sonda miała ogromną prędkość. Czas na wykonywanie zdjęć i zbieranie danych był zatem niezwykle krótki. Sonda przemknęła zatem w pobliżu planety i popędziła dalej.

Pluton
Charon — największy księżyc Plutona

Na początku 2019 roku New Horizons przeleciał w pobliżu obiektu Pasa Kuipera, który z czasem otrzymał oficjalną nazwę Arrokoth. Naukowcy wskazują, że obiekt ten przyniósł nam nawet więcej ciekawych informacji niż przelot w pobliżu Plutona.

Arrokoth

Choć od 2019 roku minęło już sporo czasu, to sonda nadal przemierza Pas Kuipera, a naukowcy analizują przesyłane przez nią na Ziemię dane. Co więcej, co roku organizowana jest kampania obserwacyjna, w której badacze poszukują obiektów, które sonda mogłaby odwiedzić w drodze w przestrzeń międzygwiezdną.

Problem z pieniędzmi

Budżet NASA na 2024 rok został nieco okrojony, przez co agencja, która mierzy się z kolosalnymi wydatkami i problemami infrastrukturalnymi (budynki NASA się dosłownie sypią) zmuszona jest ograniczać kolejne programy kosmiczne. Okazuje się, że jednym z pomysłów jest znaczące obcięcie funduszy na misję New Horizons. Obecny personel misji, który podąża za sondą od kilkunastu lat, miałby być zastąpiony nowym zespołem, który ograniczy się do odbierania danych od sondy i analizowaniem przesyłanych danych.

Ta brzemienna w skutkach decyzja miałaby zaoszczędzić… 3 miliony dolarów, co jest śmiesznie małą kwotą, jak na misję, której stworzenie i wysłanie kosztowało podatników ponad miliard dolarów.

Naukowcy wskazują, że New Horizons jest unikalną sondą. Jej instrumenty wciąż działają doskonale, a sonda może działać co najmniej do 2050 roku, stając się współczesnym Voyagerem, który także wyleci z Układu Słonecznego. Co więcej, aktualnie nie ma żadnej innej sondy, która zmierza w zewnętrzne rejony Układu Słonecznego i dalej. Gdy Voyagery zamilkną za kilka lat zostanie nam tylko New Horizons. Co gorsza, nawet w planach nie ma misji, która mogłaby w najbliższych dekadach przejąć od niej pałeczkę.

Jeśli NASA ostatecznie obetnie fundusze na tę skromnie budżetowaną misję, powołany zostanie nowy zespół – prawdopodobnie taki, który nie ma bezpośredniego doświadczenia w operacjach na zewnątrz Układu Słonecznego. Będzie on zajmował się jedynie gromadzeniem danych niskiego poziomu na temat heliofizyki, odległego środowiska plazmowego Układu Słonecznego. Ta ograniczona misja wykorzystywałaby jedynie niewielką część bieżących możliwości naukowych sondy.

Jak będzie zatem wyglądała przyszłość sondy New Horizons?