21 lipca w wyniku przesłania na pokład sondy kosmicznej Voyager 2, centrum kontroli misji na Ziemi straciło kontakt z sondą, która po wykonaniu otrzymanych poleceń nie ustawiła prawidłowo swojej anteny, aby zachować kontakt z Ziemią. Jak informuje w piątek NASA, po ponad dwóch tygodniach udało się przywrócić pełną komunikację z sondą znajdującą się już w przestrzeni międzygwiezdnej.

Na początku sierpnia radioteleskopy sieci DSN (Deep Space Network) były w stanie zarejestrować słaby sygnał emitowany z pokładu sondy. Nie udało się z niego nic wyczytać, bowiem był on emitowany nie w kierunku Ziemi, a dwa stopnie w bok od tego kierunku.

Czytaj także: Sonda Voyager 2 odwraca się od Ziemi. Ziemianie będą do niej krzyczeć

Skoro jednak nam się udało usłyszeć sygnał wyemitowany nie do końca w kierunku Ziemi, to astronomowie postanowili sprawdzić, czy sonda będzie w stanie usłyszeć wzmocniony sygnał wyemitowany w jej kierunku z powierzchni Ziemi nawet wtedy, gdy sonda nie patrzy dokładnie w naszą stronę.

Ludzkość krzyczy w kierunku sondy Voyager 2

Specjaliści z Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) wykorzystali najsilniejszy nadajnik zainstalowany na czaszy jednego z radioteleskopów sieci w Australii, do wysłania w kierunku sondy wzmocnionego sygnału zawierającego polecenie korekty orientacji w przestrzeni.

Ten międzygwiezdny krzyk po wyemitowaniu potrzebował niemal 18,5 godziyn, aby dotrzeć do oddalonej o 20 miliardów kilometrów od Ziemi sondy. O jakiejkolwiek reakcji sondy — gdyby ta w ogóle usłyszała sygnał i wykonała polecenie — mogliśmy zatem usłyszeć kolejne 18,5 godziny później, gdy informacja o reakcji dotarłaby do Ziemi.

I tak też się stało. O godzinie 6:29 polskiego czasu w piątek centrum kontroli misji zaczęło otrzymywać standardowe dane telemetryczne i naukowe. Oznacza to tyle, że sędziwa już sonda usłyszała sygnał z Ziemi i skorygowała ustawienie swojej anteny, zwracając ją w kierunku naszej planety. Kryzys tym samym został zażegnany.