Nad północno-wschodnim wybrzeżem Florydy wschodziło słońce. Był wilgotny, podzwrotnikowy ranek w połowie lipca. Pelikany brunatne, nurkujące nad wydmami, wyczuwały, że dzień nie zapowiada się jako zwykły. Na poboczach wąskich dróg, wiodących na plaże i groble, stały ciasno tysiące samochodów oraz przyczep. W powietrzu rozlegał się dźwięk silników helikopterów, które przewoziły gości do Centrum Kosmicznego Johna…